Rozdział 7: Rozbite serce


Od tygodnia Kas nie pisał, nie dzwonił, nie dawał znaku życia. Nie chciałam mu się narzucać, jednak nie wytrzymałam. W sobotę wieczorem postanowiłam go odwiedzić. Przypomnienie sobie drogi do jego mieszkania nie było łatwe. Po godzinie błądzenia między uliczkami dotarłam na miejsce. Zapukałam nie pewnie, drzwi po kilku chwilach otworzyły się. Wyglądał jakby dopiero wstał z łóżka. Włosy miał rozczochrane, kilku dniowy zarost zdobił jego szczękę, a źrenice były wyraźnie powiększone.
-Zapomniałeś o mnie. - Powiedziałam z wyrzutem.
-Och, Olivia! - Porwał mnie w ramiona i mocno pocałował. - Wcale nie zapomniałem, byłem trochę zajęty. - Odsunął się i wpuścił do środka. W mieszkaniu panował niesamowity bałagan. Wszędzie walały się butelki po alkoholu i niedopałki po papierosach. Na czarnym blacie rozsypany był biały proszek. Kasiel podszedł i wciągnął odrobinę nosem.
-Chcesz trochę? - Zapytał z szaleńczym uśmieszkiem.
-Byłeś zajęty imprezowaniem?
-Tak jakby, trochę straciłem rachubę czasu.
-Na cały tydzień?
-Tydzień? Myślałem, że minęły góra dwa dni.- Zadarłam głowę do góry i spojrzałam mu w oczy.- Przepraszam, chyba trochę przesadziłem.
-Chyba tak. Jak już będziesz czysty to zadzwoń. - Odwróciłam się z zamiarem wyjścia, ale objął mnie ręką w pasie.
-Oj, proszę zostań. - zamruczał mi do ucho. - Zabaw się ze mną. Obiecuję, będę grzeczny. - zaśmiałam się.
-Dobrze, ale nie na długo. Za godzinę stąd wychodzę.
-Ech, niech będzie. - Godzina przerodziła się w pięć. Kas poczęstował mnie piwem. Dużą ilością piwa. Chciał także namówić mnie do wciągnięcia białego proszku, ale stanowczo odmówiłam, chyba. Wspomnienia miałam zbyt zamazane by sobie przypomnieć. Siedzieliśmy na łóżku całując się i chichocząc. Świat wirował wokół. Nie kontrolowałam tego co robię. Starałam się nie zrobić nic głupiego i mam nadzieje, że nie zrobiłam. Nie wiem jak znalazłam się u siebie w łóżku, głowa pękała mi z bólu. Nigdy nie miała kaca, nigdy aż tak wiele nie piłam i chyba nigdy więcej nie wypiję. Czułam się strasznie. O jedenastej zwlekłam się z łóżka jęcząc i podniosłam telefon z biurka. Miałam jedną nieodebraną wiadomość od Kasiela.
Dziś walczę. Przyjdziesz zobaczyć?
Westchnęłam i zaczęłam pisać odpowiedź.
 

Musisz? Czy po piwie zawsze boli tak głowa?
Zarzuciłam na siebie byle co i zeszłam na dół.
Nie, ale chce. Haha. Po takiej ilości? Owszem głuptasie.Zrobiłam sobie płatki i usiadłam przy stole.  Czemu? To nie jest śmieszne. Zaraz umrę. Czekając na SMS-a zjadłam śniadanie i pozmywałam naczynia zalegające w zlewie. Nie wiem czemu, nie mamy zmywarki. Z nią było by lepiej. Muszę o tym porozmawiać z tatą. Jak powiem, że w ten sposób się oszczędza wódę, na pewno się zgodzi. Gdy kładłam się na kanapę za wibrował telefon.

 Bo to lubię. Zrozum to. Walki to część mnie. Nie umrzesz, dasz radę.Chwilę zastanawiałam się nad sensowną odpowiedzią, która przekonała by go, że walki to nie jest odpowiednia praca, ale nic takiego nie przyszło mi do głowy, więc z rezygnacją odpisałam tylko ''Do wieczora''.
Obudziły mnie zatrzaskujące się drzwi. Podniosłam się z kanapy i przeciągnęłam rozkosznie. Do salonu wszedł tata.

-Witaj śpiochu. - Pocałował mnie w czoło.
-Hej.
-Źle się czujesz?
-Nie, głowa mnie tylko bolała, ale już przestała. - Uśmiechnął się z troską. Czasem zastanawiałam się jakim cudem wszystko uchodziło mi na sucho. Czy on naprawdę nic nie widział, czy po prostu widzieć nie chciał?
-Dziś z Elizą kolacje zjemy na mieście. Wrócimy późno, więc zamów sobie coś.
-Wprawdzie też wychodzę.
-No tak. Ty żadnego wieczoru nie usiedzisz w domu. - Pogłaskał mnie po głowie. - Tylko nie wróć nad ranem.
-Oczywiście. - Uśmiechnęłam się. - Tak w ogóle to, która godzina?
-Zbliża się dziewiąta.
-Żartujesz?
-Nie. Idę się szykować. Eliza powinna zaraz wrócić. Baw się dobrze.
-Ty też. - Nie możliwe, że spałam aż tyle. Musiałam być naprawdę wykończona. Poszłam do kuchni i zrobiłam sobie kanapkę. Nie miałam wprawdzie dużo czasu, ale nie zamierzałam się śpieszyć. Zjadłam spokojnie i poczłapałam na górę. Rozciągnięta bluzkę zamieniłam na fioletowy top do pępka, spodnie dresowe zastąpiłam czarną mini, do tego kabaretki i botki na obcasie. Wykończeniem stroju była czarna ramoneska. W kieszenie kurtki włożyła telefon i pieniądze, Zrobiłam szybki makijaż i za dwadzieścia dziesiąta wychodziłam już z domu. Wezwałam taksówkę nie chcąc tłuc się autobusem.

To był szok. On nie mógł przegrać. Przecież to buło nie możliwe. Przeciwnik Kasiela był dwa razy większy i dał czarnowłosemu niezły wpierdol. Gdy Kasiel upadł na matę, nogi się pode mną ugięły. On nigdy nie upadał. To go zabije. Widownia na chwile umilkła, ale zaraz zaczęła wykrzykiwać imię nowego zwycięscy i tym samym mistrza. Nie mogłam w to uwierzyć. Wzrokiem odszukałam przegranego. Kasiel właśnie szedł w stronę pomieszczenia, gdzie ostatnio szarpałam się z jego byłą. Szybko za nim ruszyłam.
-Kasiel! Kasiel zaczekaj! - Złapałam go za ramie, ale od razu się wyrwał. Obrzucił mnie wściekłym spojrzeniem.
-Zostaw mnie w spokoju i idź się lepiej ubierz. Wyglądasz jak dziwka. - Warknął. Na te słowa znieruchomiałam. To zabolało. Pozwoliłam mu odejść, ale po chwili, gdy doszłam do sienie weszłam za nim. Stał tyłem do mnie, a ręce miał oparte na stole.
-Powiedziałem żebyś mnie zostawiła! - Krzyknął odwracając się w moją stronę.
-Przestań się na mnie wyżywać!
-Wynoś się stąd!
-Dlaczego? Bo nie umiałeś dotrzymać obietnicy złożonej samemu sobie? Czekaj, czy ona nie brzmiała tak ;; Nigdy więcej nie przegram;;? - W jego oczach zamajaczała złość. - A tu patrz porażka. Obietnica złamana. To dlatego mam wyjść? A może dlatego, że byłeś zbyt naćpany żeby wygrać, a nie może po prostu zbyt słaby? - Uderzył mnie z taką siłą, że aż się zachwiałam, musiałam podtrzymać się ściany, by nie upaść. Nie wierzyłam, że to zrobił. Z oczu popłynęły łzy, ale nie z bólu, przynajmniej nie tego fizycznego.

To nie mogło się stać, nie mogłem tego zrobić. Nie chciałem, ale ona mnie raniła. Celowo. Nie powinienem tak reagować, ale ta przegrana to było zbyt wiele. W jej oczach dostrzegłem ból i taką wściekłość, że cofnąłem się o krok.
-Olivia, ja... Ja nie chciałem. Przepraszam. Przecież wiesz...
-Nie wiem!- Wrzasnęła. - Chciałam ci pomóc, ale ja się dowiedziałam jestem dziwką, a na dodatek taką, którą można bić! Dzisiaj posunąłeś się za daleko. Raz ci wybaczyłam, bo cię nie znałam, ale teraz...
-Oli proszę, nie. - Zerwała szklane serduszko i cisnęła nim we mnie.
-Spieprzaj z mojego życia łajdaku! - To nie mogło się dziać naprawdę. Przecież nie mogłem tego tak spierdolić.
-Olivia proszę daj mi szansę. Nie odchodź. Jeżeli mnie zostawisz stoczę się na dno, jesteś moją opoką.
-Ty już jesteś na dnie. - Mówiła przez łzy.
-Kocham cię, błagam. - Kochałem ją naprawdę, w tej chwili zdałem sobie sprawę z tego, że jest dla mnie najważniejsza. Zatrzymała się na chwilę.
-Zegnaj Kas. - Szepnęła i zamknęła za sobą drzwi, a moje serce rozbiło się na miliony kawałeczków.

2 komentarze:

  1. Kocham twoje opowiadanie dawaj następną część

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe cieszę się. Obiecuje, że dzisiaj wieczorem wstawię :)

    OdpowiedzUsuń

Szukaj na tym blogu