Rozdział 5 : Zazdrość czasem psuje wszystko

                             




Dzień minął mi szybko. Z głowy nie mogłam się pozbyć Kasiela. Miło było myśleć o kimś w taki sposób. Wiedziałam, że odwzajemniał moje uczucie, a to było piękne. Jedyne co mnie tropiło to reakcja taty, gdy się dowie. Na pewno nie będzie zbyt zadowolony, w końcu nie widziałam mnie w towarzystwie innego chłopaka niż Damiena, który wpadł do mnie wieczorem.
-Jej. Myślałam, że starzy w ogóle cie nie wypuszczą. - Oznajmiłam wpuszczając go do środka.
-Uwierz mi, ja też. - Usiedliśmy na kanapie. - Co porabiałaś przez ten czas, kiedy ja tkwiłem w więzieniu?
-Ogólnie się nudziłam. Moja mama przyjechała na tydzień i ochrzaniła ojca, że jest nieodpowiedzialny, ponieważ pozwala mi się szwendać po nocy.- Zaśmiał się i włączył telewizor.
-Czyli wniosek taki, że też siedziałaś w domu.
-Dokładnie. Napijesz się kawy? - Spojrzał na mnie z irytacją. - No tak, dla ciebie herbata. -Wybacz. - Poszłam do kuchni i wstawiłam wodę. Do pokoju wróciłam z parującymi kubkami.
-Dziękuje. - Damien wziął swój i upił łyk. W tym samym momencie otworzyły się drzwi i usłyszałam głos taty.
-Olivia, jesteś?
-W salonie tato.
-Och cudownie, że nigdzie nie wyszłaś. Cześć Damien.
-Dzień dobry.
-Skarbie ubierz się ładnie, bo wychodzimy do restauracji. Zjemy kolacje z moim szefem i jego rodziną. Oczywiście Eliza także.- Westchnęłam.
-Muszę?
-Tak.
-Ale tato.
-Bez dyskusji, za pół godziny masz być gotowa.
-Boże.
-Nie marudź. - Wbiegł po schodach pogwizdując.
-Dam, przepraszam cię.
-Spoko nie ma problemu. Przyjdę innym razem.
-Dziękuje. - Cmoknęłam go w policzek i zamknęłam za nim drzwi. Pobiegłam do swojego pokoju i zaczęłam się szykować. Założyłam małą czarną z wycięciem na plecach, czarne szpilki, a włosy opielam starannie w kok. Nie mogłam przecież przynieść tacie wstydu przed szefem. O ósmej siedziałam już na swoim miejscu, w wykwintnej restauracji. Nie lubiłam takich klimatów, osobiście wolałam bary szybkiej obsługi, albo jakieś stare knajpy. Nie pasowałam do roli wspaniałej córeczki. Tata o tym wiedział, dlatego bacznie mnie obserwował.
-Miło, że zabrałeś swoje damy. - Rzekł Richard z uprzejmym uśmiechem. - A to moje skarby. Angela – Wskazał ręką nie wysoką brunetkę o ciemnych oczach i widocznych już zmarszczkach mimicznych. - I Sam. - Wysoki blondyn, bardzo podobny do ojca nie licząc oczu, które miał szaro-zielone można by wziąć go za młodszą kopię Richarda.
-Miło was poznać. - Powiedziała Eliza z delikatnym kiwnięciem głowy w ich stronę.
-Dokładnie. Jestem zaszczycona. - Wypaliłam z kpiącym uśmieszkiem. Ojciec posłał mi srogie spojrzenie, więc umilkłam śmiejąc się w duchu. Jadłam cicho, przysłuchując się rozmowie Taty i Richarda o firmie. Czułam na sobie spojrzenie Sama, nie zwracałam na to uwagi póki nie poczułam się niekomfortowo. Wtedy posłałam mu groźne spojrzenie i dyskretnie pokazałam środkowy palec. Blondyn uśmiechnął się szarmancko i odwrócił wzrok. Bezczelny typek. Eliza, która nas obserwowała zachichotała. Ona też nie lubiła takiego sztywnego towarzystwa.
-Z pewnością wolelibyście porozmawiać o czymś innym. - Richard spojrzał na mnie i Sama. - Więc może wybierzecie się na jakiś spacer, a my dokończymy rozmowę. - Syn kiwnął głową ze znużeniem.
-To dobry pomysł. - Stwierdził tata.
-Niech będzie.- Wstałam od stołu. Naprawdę wolałam nudzić się na jakimś głupi spacerze niż długiej ich słuchać. Gdy wyszliśmy na zewnątrz Sam widocznie się rozluźnił. Rozpiął koszule pokazując obojczyk i kawałek umięśnionej klatki.
-Nareszcie. - Szepnął. Spojrzałam na niego zdziwiona. - No co? Myślałaś, że jestem jak tatuś?
-No raczej. - Zaśmiał się, widocznie myliłam się co do niego.
-To jak idziemy do jakiegoś klubu?
-Nie wpuszczą mnie.
-Jestem pełnoletni, więc będziesz pod moja opieką. - Wzruszyłam ramionami.
-No to na co czekamy?
Z Samem bawiłam się świetnie. Nie był takim sztywniakiem i dupkiem za jakiego go wzięłam. O północy odprowadził mnie do domu. Do salonu weszła ostrożnie mając nadzieje, że znów nie zastane ojca leżącego na Elizie. Na to wspomnienie zaśmiałam się cicho. Na szczęście siedzieli na kanapie oglądają telewizję.
-Jak się bawiłaś? - Zapytała tata ziewając.
-Było fajnie.
-Nie zanudził cie? - Spytała Eliza z uśmiechem.
-Nie jest taki zły. Idę spać, dobranoc. - Powiedziałam wchodząc po schodach, pośpiewując pod nosem.
-Dobranoc!. - Odpowiedzieli chórem.

Z początku nie byłem pewny czy to ona. Nie ja do siebie wcale nie dopuszczałem myśli, że to ona. Jak zwykle wyglądała świetnie. Lecz gdy zobaczyłem jak tańczy w ramionach innego zazdrość i złość mnie zżerała. Opanowałem chęć podejścia do nich. Źle by to się skończyło, na sto procent bym mu dowalił, nie ważne jakie miał usprawiedliwienie by ją dotykać, a kto wie czy i jej bym nie skrzywdził. Dlatego trzymałem się z tyłu i przyglądając się im. Chyba dobrze się bawiła, ciągle się śmiała. Nie patrzyła na niego tak jak na mnie, starał się trzymać go na dystans, ale on wyglądał jakby miał zamiar zaciągnąć ją zaraz do łóżka. Pożerał ją wzrokiem i ciągle jej dotykał. Trudno było mi się powstrzymać przed odciągniecie go od niej. Po jedenastej wszyli z Klubu, miałem zamiar iść za nimi, ale nie chciałem zostawiać samego Lucasa, który był już ostro wstawiony. Gdy wróciłem do domu nie mogłem usnąć. Byłem przygnębiony, nie wziąłem od Olivii numeru, więc nie mogłem z nią pogadać, a pojechać do niej do domu o trzeciej nad ranem nie było dobrym pomysłem.


Wstałam o dziesiątej, czyli jak na mnie bardzo wcześnie. Zadzwoniłam do Damiena i wyciągnęłam go na zakupy. Lubił wybierać ze mną ubrania, ale nigdy nie stosowałam jego rad. Miał beznadziejny styl i w ogóle nie znał się na modzie, dlatego na zakupach był towarzyszem, nigdy doradcą.
-Myślisz, że miałbym jakiekolwiek szansę, gdybym jeszcze raz wszedł do klatki?
-Dam, nie żartuj sobie. - Spochmurniał, skręciliśmy w moją ulicę i dobry humor mnie opuścił. Przed moim domem, oparty o swój samochód stał Kasiel.
-Co on tu robi? - Nie straciłam humoru na widok Kasiela, tylko dlatego, że nie powiedziałam o nim Damienowi. A to nie wróżyło nic dobrego. Podeszłam do samochodu, a Dam podążył za mną. Kas odwrócił się w moja stronę i uśmiechnął pewnie.
-Hej- Powiedział i musnął ustami moje wargi. Damien spojrzał na nas ze zdziwieniem.
-Co? Wy? Wy razem! - Spuściłam wzrok.
-Miałam ci powiedzieć.
-To czemu nie powiedziałaś?! To ci przyniesie same kłopoty! Jesteś idiotka jeżeli tego nie wiesz! - Otworzyłam usta i zaraz z powrotem je zamknęłam wstrząśnięta tym co powiedział. Poczułam za Kasiel za moimi plecami spiął się.
-Dam... Ja.
-Daruj sobie! - Odwrócił się i pobiegł. Chciałam pójść za nim, ale Kas złapał mnie za reke.
-On cie kocha i musi to przeboleć. - szepnął mi do ucha.
-To jest mój przyjaciel, on nie może...
-Przyjaźń to miłość, ale czasem ktoś kocha tak jak nie powinien. - Westchnęłam i przytuliłam się do niego, a on objął mnie silnymi ramionami.
-Masz ochotę na kolację? Ze mną. - Uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową.
-A gdzie ją zjemy?
-W jednym z moich ulubionych miejsc.
-Brzmi kusząco. - Pociągnęłam go za sobą do domu. - Przebiorę się tylko, dobrze?
-Po co? Wyglądasz ślicznie.
-Ta. Poczekaj chwile w salonie, zaraz wrócę. - poszłam na górę, umyłam zęby przeczesałam włosy i założyłam czarną tunikę, leginsy i buty na koturnie. Przy Kasielu wolałam chodzić na obcasie. Wzięłam torebkę i zeszłam na dół. Chłopak przyglądał się zdjęciom stojącym na kominku.
-Słodka byłaś. - Powiedział pokazując fotografie, na której miałam może cztery lata. Odwrócił się do mnie i uśmiechnął szeroko. - Teraz jesteś seksowna i słodka. - Przewróciłam oczami.

Nie spodziewałam się takiego miejsca. Kasiel zawiózł nas do uroczej niewielkiej knajpki na obrzeżach miasta. Budynek leżał nad jeziorem, wokół którego stały drewniane ławeczki. W środku było ciepło i przyjemnie. Na oko stało dwadzieścia stolików. Każdy był nakryty czerwonym jedwabnym obrusem i niewielka fioletową świecą. W powietrzu unosił się zapach pomarańczy i grzanego wina. Wybraliśmy stolik stojący na końcu sali. Oprócz nas w środku były dwie pary w średnim wieku i starszy, samotny pan. Kelner podszedł do nas i wręczył kartę dań.
-Podoba ci się? - Spytał czarnowłosy przyciszonym głosem.
-Tu jest pięknie. - Ucieszył się słysząc moją odpowiedź.
-Znalazłem to miejsce rok temu, gdy mogłem opuścić już sierociniec. Pamiętam że spakowałem się od razu i chciałem uciec stamtąd jak najdalej. Chciałem znaleźć się w miejscy cichym, spokojnym i gdzie mógłbym zapomnieć. Poczuć się wolny i tak trafiłem tu. Mało kto wie o tej knajpie. I dobrze. Zawsze, gdy chcę się wyrwać od problemów przyjeżdżam tutaj. Jesteś pierwszą osobą, którą przywiozłem w to miejsce. - Mówił cichym, kuszącym głosem z uśmiechem na ustach, ale w jego oczach zobaczyłam ból, gdy wspomniał o przeszłości.
-Dziękuję, że mnie tu zabrałeś. - Mrugnął do mnie i spojrzał na menu . Kelner zebrał od nas zamówienia i po piętnastu minutach postawił przed nami parujące talerze.
-Co robiłaś wczoraj wieczorem? - Spytał spokojnie, jednak w oczach spostrzegłam błysk niepokoju. A może tylko mi się wydawało?
-Na kolacji z tatą i z rodziną jego szefa.
-Tylko to? - Zmarszczyłam brwi.
-Czy to przesłuchanie?
-Nie. Jestem tylko ciekawy co robiła moja kruszynka. - Nie wierzyłam mu. Wyglądał na spiętego, ale wymusiłam uśmiech.
-Nie. Potem poszłam do klubu z synem szefa. Oczywiście do niczego nie doszło. - Zobaczyłam ulgę na jego twarzy.
-Wiem. Widziałem cie. - Zaskoczyła mnie ta odpowiedź.
-Sprawdzałeś mnie? - Opuścił głowę.
-Nie, tylko...
-Sprawdzałeś czy skłamie. Nie ufasz mi.
-To nie tak.
-Właśnie, że dokładnie tak. Warknęłam. Wstała i wyszłam na zewnątrz. Kasiel poszedł za mną.
-Przestań się złościć. - Szepnął mi do ucha i wargami musnął moją szyje. Chciałam się odsunąć, ale mocno złapał mnie za nadgarstki. Zbyt mocno, aż zabolało. Spojrzał mi prosto w oczy.
-Proszę przestań. Nie chciałem cie zranić.
-Ja ci ufam, mimo, że możesz mnie skrzywdzić. Mimo, że możesz mnie uderzyć. Już raz to zrobiłeś. Pamiętasz? - W jego błękitnych oczach zabłyszczała wściekłość. Chyba nie miał świadomości, że miażdżył moją rękę.
-Dobrze wiesz, że wtedy byłem naładowany adrenaliną. - Mówił przez zaciśnięte zęby – Kiedy walczę nie panuje nad sobą. - Oddychał szybko i płytko. - Nie skrzywdziłbym cię. - Głos mu się załamał.
-A teraz panujesz nad sobą? Zdajesz sobie sprawę, że sprawiasz mi ból? - Spojrzałam na jego dłonie zaciśnięte na moich nadgarstkach. Od razu mnie puścił i odsunął się.
-Przepraszam, przepraszam. - szeptał bardziej do siebie niż do mnie. Nie parzył na mnie, wzrok utkwił gdzieś na ziemi.
-Hej, Kas wcale nie chciałam tego powiedzieć, nie myślę tak.- Przysunęłam się do niego. Czułam się winna, że doprowadziłam go do takiego stanu. Wydawał się załamany.
-Nie prawda. Myślisz tak, a co gorsze taka jest prawda. - Przytuliłam się do niego.
-Nie boję się ciebie. A ty postaraj się tego nie zmienić. Proszę.

2 komentarze:

Szukaj na tym blogu