Rozdział 4 : Nikt nie działa na mnie tak jak ty

                                                          


Widziałam , że trudno było mu wygrać. Trafił na równego przeciwnika, jednak był lepszy pokazał na co go stać. Może było to dziwaczne ale byłam z niego dumna, mimo że tego nie pochwalałam, do chwili, gdy jakaś wysoka, zgrabna blondynka do niego podeszła i wepchnęła mu język do ust. Byłam tym wstrząśnięta , a łzy zapiekły mnie w oczy. Nie opierał się jej w ogóle. Jak mogłam być taką idiotką, żeby się łudzić. Przecież było wiadome,że nie mam z nią żadnych szans. Gdy się od niej oderwał spojrzał na mnie, ale od razu się odwróciłam i wyszłam na zewnątrz. Łapczywie łapałam zimne powietrze, które paliło moje płuca. Słone krople wciąż spływały po policzkach. Ze złością otarłam je wierzchem dłoni. Usłyszałam otwierające się drzwi. Spojrzałam na niego z pogardą. Stał w świetle latarni i wyglądał jak upadły anioł, brak mu było tylko skrzydeł. Nie trudno było je sobie wyobrazić. Mimo że go w tej chwili nie nawiedziłam nadal mogłam tak o nim myśleć.
- Posłuchaj. - Zaczął niepewnie. - Ja...Ona..
- Kasiel, przestań, nie obchodzi mnie to. - Powiedziałam szorstko. Zaczęłam iść, w stronę głównej ulicy, ale on był szybki podbiegł do mnie i zamknął mnie w mocnym uścisku. - Puszczaj! - Warknęłam, jednak on się nie posłuchał. Próbowałam się wyrwać, ale na marne. Przekręciłam się w jego ramionach i chciałam wymierzyć mu policzek, ale uprzedził mnie i złapał moją rękę tuż przed swoją twarzą. Przyciągnął mnie bliżej i złożył pocałunek na moich ustach.

Był to najsłodszy i najdłuższy pocałunek w moim życiu. Wiedziałem, że nie powinienem tego robić, ale nie mogłem oprzeć się jej ustom, a poza tym musiałem powstrzymać ją przed wydrapaniem mi oczu. To ona się pierwsza odsunęła. Próbując złapać oddech patrzyła na mnie gniewnie.
-Nie powinieneś tego robić. - Wysapała. - Masz dziewczynę. Ona...
-Ona się nie liczy.
-Jane, czyli twierdzisz, że była na jedną noc?
-Tak jakby.
-Skończ. Nie będę tą drugą. Nigdy. Jesteś jak każdy facet. - Nie tego się spodziewałem. Co ja sobie myślałem, że będzie taka naiwna jak inne? Nie widziałem co mam powiedzieć. Stałem z otwartymi ustami i przyglądałem się jak odchodzi. - Co ze mnie za kretyn! - Oparłem się o ścianę i osunąłem na ziemie. - Boże, jestem skończonym palantem.

Tak naprawdę nie chciałam odejść, miałam ochotę wrócić i się do niego przytulić, ale nie mogła tego zrobić. Uznałby jeszcze, że mnie zdobył i może się mną zabawić. Musiał pokazać mi czego tak naprawdę chce. Gdy wróciłam do domu zastałam ojca i Elizę na kanapie.

-O Boże! - Odwróciłam się do nich plecami. - Jesteście obleśni. Zapomnieliście, że mieszka tu nastolatka?
-Jezu. - Tata zerwał się z kanapy i zaczął się ubierać. - My... Trochę nas poniosło.
-Przepraszamy. - Wymamrotała Eliza.
-Spoko, tylko no wiecie. Następnym razem idźcie do sypialni. Bo doprowadzicie jeszcze do urazu mojej psychiki.
-Tak, tak. To się więcej nie powtórzy. - Powiedział ojciec czerwony jak burak ze wstydu.
-No dobra idę do siebie.
-Nie zjesz nic? - Spojrzałam na Elizę z kpiącym uśmieszkiem.
-Nie, jakoś straciłam ochotę. - Ten mały incydent poprawił mi trochę humor, ale gdy tylko zamknęłam za dobą drzwi łzy znów poleciały. Nie umiałam tego kontrolować. Byłam na siebie zła, że płacze przez nic wartego, mega przystojnego, boskiego faceta. Zwinęłam się na łóżku i wtuliłam w poduszkę. W którymś momencie szlochania usnęłam.


Obudziło mnie natarczywe pukanie do drzwi. Spojrzałam na zegarek, była dopiero dwunasta po południu. Marszcząc brwi włożyłam bluzę i przejrzałam się w lustrze. Wyglądałam okropnie, we wczorajszych ciuchach i rozmazanym makijażu. Zeszłam na dół zastanawiając się kto to może być. Damien? Albo ktoś z pracy taty, lub jakaś koleżaneczka Elizy. Ale gdy otworzyłam drzwi zdałam sobie sprawę, że nigdy nie byłam dobra w zgadywankach. Nie wyglądał lepiej niż ja. Blady i poobijany.
-Co ty tu robisz? - Spytałam trochę zbyt szorstko.
-Ja... Boże. - Położył ręce na moich ramionach. - Posłuchaj. - Spojrzała mi prosto w oczy. - Żadna dziewczyna nie zawróciła mi tak w głowię. To jest złe, bo ty masz tylko piętnaście lat, a ja prawie dwadzieścia. To jest zbyt dużo. - Wziął głęboki oddech. - Nigdy nie czułem się tak bezradny. - Patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami. Nie byłam pewna, czy sobie tego wszystkiego nie wymyśliłam.
-Olivia proszę powiedz mi co mam robić? - Przełknęłam ślinę i odsunęłam się od niego.
-Wejdź. - Popatrzył na mnie niepewnie, ale wszedł do środka. Zaprowadziłam go do kuchni i zaparzyłam kawę. Z kubkiem w reku usiadłam naprzeciw niego. Wyglądał na zdruzgotanego. - --Czemu po prostu nie dasz nam szansy? - Zawstydzona spuściłam wzrok.
-Bo ty jesteś za młoda.
-Naprawdę uważasz, że ktoś się przejmie tym ile mam lat?
-Oli to nie o to chodzi. Wiesz jestem facetem i mam swoje potrzeby. Wiesz o co mi chodzi prawda?
-Och. - Zacisnęłam szczęki ze złości. Czemu o tym nie pomyślałam? - To po prostu o mnie zapomnij.
-Nie mogę. - Na chwile umilkł. -Nie potrafię, próbowałem. - Zapadła krepująca cisza, nie wiedziałam co mam powiedzieć. Na szczęście to Kasiel postanowił się odezwać. Wstał i pochylił się nade mną. - Kiedy tylko posunę się za daleko masz mnie powstrzymać. - Szepnął i mnie pocałował. Czule i delikatnie .
-Dobrze. - Odpowiedziałam, gdy tylko się od niego oderwałam. - Co ci się stało? - Musnęłam kciukiem jego posiniaczony policzek.
-To po wczorajszej walce.
-Ach. No tak.
-Nieźle oberwałem.
-Ale wygrałeś. - Uśmiechnął się łobuzersko.
-Wygrałem.
-I tylko to się liczy.
-Nie. Teraz to ty się liczysz. - Moje serce zabiło szybciej. Cmoknęłam go w usta, a on się -odsunął i wrócił na swoje miejsce. Dokończając kawę obserwował mnie z uśmiechem.
-Powinienem już iść. - Spochmurniałam.
-No dobrze. - Odprowadziłam go do wyjścia. Złapał mnie za ręce przyciągnął do siebie i mocno przytulił.
-Do zobaczenie. - Ustami musnął moją szyje, a potem zmierzwił moje włosy. Posłał mi szeroki uśmiech i wsiadł do swojego auta jeszcze raz na mnie zerkając. Zamknęłam za sobą drzwi i się po nich osunęłam. Siadając na zimnej podłodze zaczęłam się śmiać.


Wsiadając do auta czułem się jak największy szczęściarz na tym świecie. To co postanowiłem było głupie i lekko myślne, ale ona była tego warta. Wiedziałem, że będzie mi ciężko, nawet gdyby założyła na siebie worek i tak byłaby seksowna i ponętna. Muszę trzymać się przy niej na wodzy, przynajmniej dopóki ona tego nie zechce. Dziś nie walczyłem. Mam dość pieniędzy by opłacić czynsz i zostanie mi sporo na jakieś przyjemności. Powinienem zaprosić gdzieś Olivie. Tylko gdzie? Dziewczyny zazwyczaj zabierałem do łóżka. Zdarzało się też w samochodzie, ale nigdy nie zapraszałem ich na randki. Musiałem wziąć się w garść i coś wymyślić. Lexi. Blondynka w ogóle nie chciała się odczepić. Nie docierało do niej, że nie jestem zainteresowany. Nawet, gdy powiedziałem, że całowałem inną. Ta dziewczyna chyba nie ceni się zbyt wysoko.









2 komentarze:

Szukaj na tym blogu